Ładowanie...

Nie - dla opłaty targowej

Nie - dla opłaty targowej
- Samorząd powinien całkiem zlikwidować swoją opłatę targową i znacznie bardziej dbać o promocję jarmarku, bo to jego partner - mówi były wiceburmistrz Nowego Targu Eugeniusz Zajączkowski w rozmowie z Piotrem Doboszem.

- Mamy dziś najpiękniejszy jarmark w Polsce. Pamięta Pan, jak to wszystko się zaczęło?

- Temat zmiany lokalizacji targowicy to wczesne lata 90. Jeszcze za czasów burmistrza Ramsa przygotowywana była koncepcja targowiska właśnie w tej części miasta, choć trochę bardziej na wschód, tam gdzie obecnie jest Strefa Aktywności Gospodarczej. Nowa targowica była już nawet „rozrysowana”, wraz ze straganami. Nic z tego nie wyszło, bo kiedy w 1995 roku otwarto oczyszczalnię ścieków, uciążliwy zapach uniemożliwił jakąkolwiek inwestycję. Przenosiny były jednak konieczne, bo już na początku lat 90. jarmark na Berekach niesamowicie się rozrósł, a to tworzyło wielkie problemy komunikacyjne, paraliż ulic takich jak Długa czy Ogrodowa.

Do sprawy powrócono w 2006 roku, uchwalono plan nr 16 i pod targowicę wyznaczono tereny na Podmieścisku, czyli wzdłuż ul. Sikorskiego, nad Białym Dunajcem. Tam miasto miało 2 hektary, wydawało się, że to zaczyn nowej lokalizacji. W 2007 ogłoszono konkurs na koncepcję urbanistyczno-architektoniczną targowiska, ale okazała się to wirtualna rzeczywistość. Właścicielom działek - mimo wcześniejszych deklaracji - nie udało się porozumieć z miastem, pomysł okazał się niewypałem. Ale w 2010 r. uchwalono plan zagospodarowania przestrzennego nr 22 m.in. dla Bereków, które przeznaczono pod obwodnicę Nowego Targu. Warto też przypomnieć, że ci architekci, którzy wówczas wygrali konkurs, byli projektantami obecnej targowicy.

- Właśnie, skąd wziął się jej pomysł?

- W 2012 roku niespodziewanie pojawiła się oferta spółki „Nowa Targowica”, która wyszła z pomysłem stworzenia jarmarku w obecnym miejscu, na - wówczas zdegradowanych -terenach. To była inicjatywa spółki, my natomiast - jako samorząd - oceniliśmy, że jest to już realne. Właśnie w tym czasie bowiem realizowaliśmy projekt modernizacji gospodarki wodno-ściekowej, a w jego ramach - gruntowną modernizację oczyszczalni. Teren był więc do odzyskania, choć wcześniej - ze względu na uciążliwość oczyszczalni - padały nawet pomysły, by go całkowicie zalesić.

Na bazie oferty „Nowej Targowicy” ogłosiliśmy - w lipcu 2012 roku - konkurs. Chodziło o to, by nie stworzyć wrażenia, iż miasto preferuje jeden podmiot, nie dając szansy innym. Wpłynęła tylko jeszcze jedna oferta - spółki „Limba” - proponująca nowy jarmark na terenie dawnego tartaku obok dworca PKP. Nie ukrywam, była to oferta atrakcyjna, ale potrzebne byłyby olbrzymie nakłady na przebudowanie układu komunikacyjnego. Analizy pokazały, że ulica Ludźmierska całkowicie by stanęła, że konieczny byłby nowy dostęp do zakopianki. Inwestycje, które musielibyśmy zrealizować, kosztowałyby wielokrotnie więcej niż budowa drogi do obecnej targowicy.

Choć więc nie wskazano jednoznacznie zwycięzcy konkursu, to jednak rada miasta podejmując w styczniu 2013 roku uchwałę o bezprzetargowym udostępnieniu 5 hektarów miejskiego terenu w obrębie ulicy Konfederacji Tatrzańskiej dała wyraźny sygnał preferencji dla oferenta „Nowa Targowica”. O nikim innym poza tymi dwoma oferentami nie było wówczas mowy, nikt więcej do konkursu nie przystąpił.

W listopadzie 2013 spółka „Nowa Targowica” przedstawiła biznesplan, w roku 2014 trwały negocjacje i czekanie na pozwolenie na budowę, wreszcie pod koniec roku - w listopadzie - burmistrz Marek Fryźlewicz podpisał umowę dzierżawy spółce tych miejskich terenów na preferencyjnych warunkach na 25 lat. Do projektu budżetu na rok 2015 wpisane zostało również zadanie inwestycyjne w postaci budowy drogi do nowej targowicy. I taki był finał działań poprzedniego samorządu. Ale choć władza się zmieniła, to - zgodnie z przepisami - projekt budżetu był praktycznie wiążący dla jej następców. Przejmowali po nas pałeczkę, aby również tę inwestycję realizować.

Można więc powiedzieć, że podstawowe sprawy przygotowania inwestycji zostały załatwione w poprzedniej kadencji, choć sam finał budowy - już w nowej. Obecna władza jest kontynuatorką tego, co zrobiliśmy my. I mamy z tego dużą satysfakcję.

W ten sposób jarmark, który był planowany właśnie na tych terenach już na początku lat 90., stał się faktem. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło.

- Ale nowej władzy łatwo na początku nie było…

- Późniejszych perturbacji, czyli oporów kupców przed przenosinami czy powstania konkurencyjnej tzw. „targowicy przy ul. Ludźmierskiej”, nie dało przewidzieć. To były pewne zjawiska kreowane przez osoby wątpiące w to przedsięwzięcie, ale trzeba też uczciwie powiedzieć, że obecne regulacje na poziomie ustawowym w temacie placów targowych nie sprzyjają samorządom. Zwłaszcza, że nawet definicja targowisk nie jest do końca ścisła. Samorząd powinien więc przede wszystkim czynić kroki w zakresie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, bo to jest jego oręż, który może rozstrzygać, gdzie, co, w którym miejscu ma powstawać. I z tego narzędzia gmina powinna korzystać.

Dlaczego w poprzedniej kadencji udało się nam uratować dworzec autobusowy? Właśnie dzięki planowi przestrzennemu. Uchwalając go, toczyliśmy twardy bój z nabywcą terenu o przeznaczenie go również na cele związane z komunikacją, a nie tylko komercyjne. W finale wszyscy się zgodzili, że zapewniając komfort obsługi pasażerom, napędzą oni koniunkturę, sklepy w galerii będą miały większe szanse na klienta. Tu sytuacja jest adekwatna. Dobrze realizowana przez miasto polityka przestrzenna to kluczowa sprawa dla życia gospodarczego. Nie instrumenty fiskalne, bo to działania na krótką metę. Określenie granic jarmarku to dziś sprawa najważniejsza.

- To Pana rada dla obecnych włodarzy miasta?

- Tak, najważniejsza, aby uniknąć tego, co było w przeszłości - rozszerzenia handlu na pobliskie ulice. Plan zagospodarowania przestrzennego, pozwalający na ścisłe wytyczenie granic targowiska, to coś znacznie skuteczniejszego niż walka toczona za pomocą opłat targowych. Uważam zresztą, że te na nowym jarmarku powinny zostać całkiem zniesione. Małe miasta nadal mają duże problemy z pozyskiwaniem inwestorów ze względu na ograniczoną dostępność komunikacyjną - w przypadku naszego miasta to brak nowej zakopianki do Nowego Targu - nie jest łatwo tu prowadzić działalność gospodarczą. Dlatego trzeba stosować pewne ulgi, które w skali makro i tak się opłacą. Przy takich nakładach, jakie na nowym jarmarku zostały poniesione, rada miasta powinna zrezygnować z opłaty targowej, bo ta inwestycja przekłada się na zwiększenie liczby miejsc pracy. A jak ludzie stają się bogatsi, to napędzają koniunkturę w innych obszarach życia i miasto te utracone pieniądze z opłat szybko odzyska w innych obszarach.

Nie można patrzeć czysto fiskalnie, choć zdaję sobie sprawę, że pierwszym oponentem likwidacji opłaty targowej będzie miejski skarbnik. I nie chodzi absolutnie o konkretną osobę, tylko o każdego skarbnika, który pokazuje ubytek dochodów w budżecie. Ale nie trzeba się tym ubytkiem przejmować, tylko myśleć długofalowo, bo takie działania w perspektywie dają bardzo pozytywne efekty.

Dla porównania - jeżeli rada rezygnuje z podatku od nieruchomości w pobliskiej Strefie Aktywności Gospodarczej, to powinna być konsekwentna, nie stosować innego instrumentu obciążającego praktycznie w tym samym obszarze działania. Trzeba tworzyć zachętę nie tylko dla trwania w tej działalności, ale także dla jej rozwijania. Zwłaszcza, że nowy jarmark to zarówno kontynuator wielowiekowej tradycji handlu w mieście, jak i magnes przyciągający turystów. A im więcej ich się tu pojawi, tym więcej w mieście zostanie pieniędzy. Szanujmy to, co mamy, a mamy piękną, własną „galerię na powietrzu”, pracę w warunkach docenianych przez kupców i świetny odbiór przez klientów, którzy przecież wysoko postawili poprzeczkę. Od czasu targu na Berekach zrobiliśmy milowy krok i nie boimy się już konkurencji np. targowiska w Jabłonce.

- Jak Pan ocenia skalę przedsięwzięcia?

- Nie ukrywam, że ta infrastruktura, rozmach, wygoda robienia zakupów - zaskoczyły. Moi rodzice, którzy od ponad 40 lat mieszkają w Stanach i pamiętali handel na Berekach, teraz byli zauroczeni nowym miejscem. Bo tym jarmarkiem Nowy Targ naprawdę może się szczycić. Gdy na nim bywam - zawsze zostawiam jakieś pieniądze, nawet nie planując wcześniej zakupów. Dlatego tym bardziej boli mnie zbyt słaba promocja targu w materiałach miasta. Bo to właśnie ono powinno ten jarmark pokazywać, przedstawiać w kategorii wielkiego sukcesu lokalnych przedsiębiorców. Byłem rozczarowany, gdy przeczytałem ostatni raport z realizacji strategii rozwoju. Tam w rozdziale „Gospodarka lokalna” prawie nic nie ma o targu. A przecież raport ze strategii to dokument, do którego wielu ludzi sięga, tworząc swoje plany inwestycyjne. Rozumiem, że władza publiczna może mieć pewne opory przed promowaniem podmiotu prywatnego, ale pamiętajmy, że sprawy targowisk to jedno z istotnych zadań własnych gminy. I gmina jest tu partnerem, bo wydzierżawiła spółce teren na 25 lat. Teraz z jednej strony na sesji absolutoryjnej padają głosy, że przeniesienie targowicy to największy sukces samorządu, z drugiej jednak dalszych działań nie widzę. Bądźmy konsekwentni, miasto musi w tym obszarze przejawiać dużo większą aktywność, targ w Nowym Targu to w końcu nasza marka z której powinniśmy być dumni.

- Są jednak opinie, że nasi kupcy to w znacznej części osoby z zewnątrz, że to nie nowotarżanie…

- I te opinie stoją w sprzeczności ze stwierdzeniem, że miasto powinno wychodzić poza swoje granice administracyjne. Nowy Targ jest miastem powiatowym, szumnie mówimy też, że jesteśmy stolicą subregionu obejmującego kilka powiatów. Dlatego tych kupców, którzy tu przyjeżdżają trzeba bardzo szanować, cieszyć się, że są, że tworzą tę targową społeczność. Nie wolno ich odstraszać takimi straszakami jak opłata targowa, ale pomagać w organizacji handlu na wszelkie dostępne samorządowi sposoby, a sam jarmark promować, gdzie się tylko da.


Co u nas nowego
Ostatni kwietniowy czwartek (galeria zdjęć)
Jak zwykle w czwartek, zapraszamy do obejrzenia najnowszych, dzisiejszych zdjęć z naszego jarmarku.
Trzecia sobota kwietnia (galeria zdjęć)
Choć kwietniowa pogoda nas nie rozpieszcza, wiosenny sezon handlowy na naszym jarmarku trwa w najlepsze. Gości - zarówno rodzimych, jak i tych zza naszej południowej granicy - na najpiękniejszym polskim targowisku nie brakuje.
Słońca w bród, gości w bród (galeria zdjęć)
Pełne alejki, tłum przy ul. Targowej, język polski mieszający się ze słowackim - na drugą kwietniową sobotę nasi kupcy żalić się na pewno nie będą.
^