Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku. Przy głównej alei ruch wydaje się spory, pogoda dopisuje, ochronne maseczki zarówno na twarzach kupców jak i większości klientów. Na potężnym terenie „pod chmurką” na pewno bezpieczniej niż w jakimkolwiek sklepie, wszelkie środki ostrożności zachowane, płynu do dezynfekcji rąk też nie brakuje.
Pierwsze wrażenie dużego ruchu szybko jednak mija, gdy wchodzimy w boczne aleje najpiękniejszego w Polsce targowiska. Tu już widać pustki, nie mówiąc o miejscach jeszcze bardziej oddalonych od centrum placu.
Nastroje więc wśród kupców minorowe. Handlujący od wczoraj - gdy powiat nowotarski trafił do „czerwonej strefy” - spodziewali się co prawda mniejszej liczby gości, jednocześnie jednak wraz z tymi, którzy nas w przedostatnią sierpniową sobotę odwiedzili, dotarły na jarmark pogłoski, które optymizmem nie mogą napawać. Chodzi nie tylko o ostrzeganie naszych głównych, słowackich klientów, przed przyjazdem do Polski, ale pojawiają się też spekulacje na temat możliwych posunięć słowackich władz. Sami nasi klienci zza południowej granicy na razie jeszcze - choć w znacznie mniejszej liczbie - przyjeżdżają, doceniają też nasz wkład w troskę o bezpieczeństwo na jarmarku. Gdy jednak znowu - tak, jak wiosną - przekroczenie granicy wiązać się dla nich będzie z dwutygodniową kwarantanną, to nie przyjadą, a to dla naszych kupców oznaczałoby kolejny dramat, a wręcz katastrofę.
- Co się stanie, zobaczymy, na nic nie mamy wpływu. Trzeba pracować, modlić się i mieć nadzieję, by do tego najgorszego nie doszło - takie opinie wypowiadano dziś na jarmarku najczęściej.